sobota, 2 lutego 2013

(prawie) nic nie muszę!

moja notka zainspirowana jest hasłami reklamowymi bombardującymi mnie ze wszystkich stron, a także jakże popularną frazą bijącą w oczy z babskich gazetek czytywanych przez matkę i siostrę. "musisz to mieć". "TWOJE MUST HAVE". nie wiem, jak Wy, ale kiedy ja czytam lub słyszę to stwierdzenie, albo jemu podobne, reaguję w sposób odwrotny do zamierzonego przez twórcę reklamy. mam ochotę powiedzieć: a właśnie, że nie! przepraszam, pani Redaktor, panie Producencie, panie Sprzedawco, może źle usłyszałam. co ja muszę mieć? "MODNĄ W TYM SEZONIE torebkę, buty, szalik, okulary słoneczne, perfumy, dżem, płatki śniadaniowe, podpaski, chusteczki, papier toaletowy....(niepotrzebne skreślić, chociaż przecież MUSZĘ mieć to wszystko!)".

małe sprostowanie. większość z powyższych rzeczy faktycznie muszę mieć. zimą bez ciepłej czapy (moją zrobiła na drutach fantastycznie uzdolniona, wspaniała niewiasta, której twórczość czapiarską z przyjemnością tu zapromuję, jak będzie miała stronę www) nie da rady. latem bez filtra i okularów słonecznych też się nie da. bez butów nikt nie chodzi. i tak dalej. cały myk, mówiąc kolokwialnie, polega na tym, że na prawdę nie czuję potrzeby kupowania wyżej wymienionych, jeśli już posiadane dobrze się mają. gdybym co roku kupowała sobie aktualnie modną czapkę, w pewnym momencie miałabym tych czapek nie wiem ile - i po co? przykłady mogę mnożyć.

w tytule notki użyłam jednak w nawiasie PRAWIE. są niestety rzeczy, które mieć muszę, choć w miarę możliwości staram się wybierać takie, przy produkcji których nie ucierpiały zwierzęta. zapraszam Was do zajrzenia do mojej kosmetyczki. może jej zawartość zainspiruje do rozsądnych kosmetycznych zakupów osoby cierpiące na podobne do moich problemy z cerą.

wielu dermatologów mówiło mi, że jestem wyjątkowa i bynajmniej nie był to wstęp do flirtu. moja skóra jest jednocześnie nadreaktywna (silne reakcje takie jak zaczerwienienie, wypryski, wysypki na różne czynniki, od jedzenia (na to są leki, ale nie zawsze skuteczne) do silnego stresu i braku snu) i przetłuszczająca się z tendencją do trądziku i.... szybkiego odwodnienia i zmarszczek. do tego naczynka, z powodu których bywałam straszona przez lekarzy wystąpieniem kiedyś trądziku różowatego. niezły zestaw, prawda? rekomendowane przez większość lekarzy kosmetyki są tak kosmicznie kosztowne, że na własną rękę z pomocą życzliwych i często bardziej od łapiduchów kompetentnych farmaceutek skompletowałam sobie zestaw, który nieźle ratuje i utrzymuje w nie najgorszym stanie moją twarz.

-krem dzienny: latem SVR UVA/UVB spf 50 (ok 50zł) zimą FlosLek spf 50 ok 13zł.
-krem nocny: różnie. jeśli coś dostanę w prezencie, to używam naprzemiennie z:
-olejek arganowy 20ml/9.90zł + (miejscowo) benzacne 5% (ok 10zł)
-na dzień pod oczy: Ziaja przeciwzmarszczkowy krem jaśminowy ok 12zł, na wieczór żel na zmęczone oczy FlosLek ok 8zł.
-płyn micelarny - Ziaja, różne. ok `8-10zł.
-w ciągu dnia, kiedy nie wychodzę, używam czasem toniku. aktualnie Pollena Eva Natura, 8.99zł (teoretycznie mając płyn micelarny, mogłabym się obyć bez toniku - ale po tym mam tak ładną skórę, że trudno go sobie odmówić).
- jeśli mam bardzo dużo makijażu i tusz do rzęs, to zmywania używam... oliwki dla dzieci. najtańszej, rossmanowej Baby Dream (tak, tu niestety daję zarobić obcym koncernom...). butelka kosztuje koło 7zł i wystarcza na bardzo długo. mam moją od 2 miesięcy i zużyłam ok połowy. oliwka ma bardzo przyjazny skład i nie podrażnia oczu ani twarzy.

jestem też entuzjastką tzw kremów BB, jednak nie kupuję "oryginalnych" azjatyckich - są dla mnie za drogie, poza tym wiele z nich ma w składzie parafinę, której unikam. do mojej problemowej skóry rewelacyjnie sprawdza się BB marki Bell - koszt 15-19zł w zależności od sklepu. na to puder bambusowy kupiony w serwisie BiochemiaUrody.com - mam wersję z tlenkiem cynku i sproszkowanym jedwabiem. duże pudełko - 17zł.

jaki jest efekt? mam prawie 30 lat, a do tej pory kiedy kupuję cokolwiek alkoholowego, jestem proszona o dowód osobisty :)

3 komentarze:

  1. obydwoma ręcyma podpisuję się pod nic nie musieniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. qurva, oryginalnych azjatyckich... nie przestanę się śmiać do końca tygodnia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi



    1. a co w tym śmiesznego? wygląda na to, że nie wszyscy wiedzą że
      "Ostatnio prawdziwą furorę robi krem BB, który azjatyckie firmy kosmetyczne udostępniły na szeroką skalę i teraz możemy sprawdzić jego działanie także w Polsce."



      http://www.profesjonalnakosmetyka.pl/nasza-firma/media/122-azjatycki-sekret-czyli-krem-bb

      Usuń