środa, 26 grudnia 2012

-50% Steelove wyprzedaże, czyli omijaj drogie jubilerskie sieciówki

Przedświąteczny gazetowo reklamowy "splendor i glamur"atakował nasze zmysły od kilku tygodni nowymi propozycjami biżuterii - bo przecież wiadomo, prawdziwy Polak oświadcza się pod choiną, z opłatkiem w kłach...albo wyraża swe ciepłe uczucia kupując złoty szmelc

...no ni chuja! ja tego nie kupuję!

 Już pomijam fakt, jaka ze mnie Sroka Sroczyńska i jak uwielbiam nowe błyskotki, kolczyczki i pierścioneczki (stalove)

ale jak patrzę na ryj naszej szkapy Rubik w reklamach Apartu, to nawet jakby nie wiadomo jak mnie ściskało w dołku na widok niektórych modeli - nie kupię (ta suka nosi naturalne futra! nie dam jej zarobić)

Nie kupię ani z Yes, ani z Kruka, ani z innego badziewnego złoto marketu, który ma zajebiste marże, ogłupia nas obrobionymi do granic możliwości zdjęciami i czyści portfele z siłą wodospadu


 Nawet alternatywne księżniczki przyjmują pierścionki zaręczynowe i zakładają obrączki, nie widzę w tym niczego zdrożnego 
(znacie portal Offbeat Bride ? polecam!) 

grunt to nie dać się zrobić w (kobietę) konia (Rubik) i nabyć drogą kupna wyroby jubilerskie piękne, trwałe i za przyzwoitą cenę

 Jakim trzeba być frajerem, żeby się tak szarpnąć i  wybulić za pierścionek lub obrączkę równowartość średniej krajowej? Jakim trzeba być pustakiem, aby go przyjąć? za taką kaskę można urządzić przyjęcie weselne DIY i nawet powinno starczyć na inne organizacyjne bzdety - niedługo nasmaruję o tym post, wena się zbliża...

...a tymczasem - zupełnie bez cienia kumoterstwa , bo dosłownie przed chwilą na polecenie mego doskonałego Małżonka z którym od czasu do czasu zmieniamy uzbrojenie palców lewej dłoni, bo lubimy biżu;  dokonałam (dziewiczego) zamówienia w pewnym sklepie internetowym - polecam Wam ofertę sklepu Silverado

W jego ofercie  jest całkiem sporo mojej ulubionej stali 316L - pierścionki, obrączki, kolczyki, zawieszki i czego tam jeszcze mroczna dusza zapragniePiękna jest zwłaszcza oferta obrączek męskich i dla par , a dodatkowo teraz trwa wyprzedaż 
(ustrzeliłam na niej damską  i męską obrączkę i pierścionek za cenę jednego wyrobu sieciówki jubilerskiej i to wyrobu z niższej półki cenowej) (oczywiście jestem tak alternatywna, że nasz małżeński zestaw złożyłam sama, nie kupując gotowego, yaaaay!)




(zdjęcia pożyczone z ich serwisu)


Nie dawajcie zarabiać sieciówkom i koncernom, które tylko chcą Was okradać

Kupujcie u tych, których lubicie, a najlepiej znacie

Szanujcie małych przedsiębiorców, producentów i dystrybutorów , rzemieślników - my nasze ślubne obrączki zamówiliśmy  u zaprzyjaźnionej jubilerki , właścicielki małego niepozornego sklepiku , z naszego materiału i dokładnie według naszego zamówienia za śmiesznie małą kwotę (w porównaniu do gotowców z jubilerskich sieciówek) - wyszły piękne i nie wyprały nas z mamony , a do tego dziewczyna zarobiła sobie i wszyscy byliśmy zadowoleni, my jesteśmy do dzisiaj


Stalowe pozdro, Naczelna Rebel


czwartek, 20 grudnia 2012

Zimą zawsze lubię na ciepło - żryjcie zapiekanki!

Eksperymentu kulinarnego ciąg dalszy. 
Nadal prawie nie kupuję,bo zapasy z szafek wcale nie topnieją szybko, imprezy są nadal składkowe, bliskie osoby nadal dzielą się jedzeniem robiąc większe zakupy lub przynoszą coś z domu. Jeśli już wydaję dukaty to na rzeczy naprawdę potrzebne i od osób, które lubię. Nie daję zarabiać molochom , chociaż przyznaję, że zdarza mi się kupować jedzenie w Lidlu, zwłaszcza warzywa, których nie ma pan z lokalnego warzywniaka ( i wcale to nie są zagramaniczne cudaki jakoweś)
Pieczywo tylko z osiedlowej piekarenki, warzywa od zaprzyjaźnionego sklepikarza koło pracy, naturalne kosmetyki, olejki i kadzidełka tylko od zaprzyjaźnionej Zielarki (o której będzie cała notka, tak niezwykła to Osoba)


Jakkolwiek idiotycznie to zabrzmi absolutnym hitem ostatnich tygodni stała się ...przyprawa do kebabu Galeo 

(lepiej kupić składniki i je połączyć, ale nie wiem,czy zdołam osiągnąć podobny smak - być może kiedyś przeczytacie tu o domowej wersji tego przysmaku, póki jej jednak nie stworzę, musi wystarczyć oryginał)




Co obiecuje  producent?

Przyprawa do Kebabu GALEO to wyjątkowa kompozycja przypraw i ziół typowych dla kuchni orientalnej.
O jej charakterze decyduje mieszanka pikantnych w smaku chili, gorczycy, pieprzu, czosnku i kurkumy oraz ziołowych akcentów w postaci kolendry, kminu i kopru włoskiego, a
także dodatek słodkawo-korzennego cynamonu i goździków.
Jest tak zajebista, że niedługo zacznę posypywać nią kanapki! Aktualnie ulubionym przysmakiem z jej użyciem jest pierś z kurczaka usmażona na aromatycznej oliwie własnej produkcji z cebulą. Na oliwę nabyłam drogą kupna karafkę w sklepie wszystko po 5 zł i do bazy (podobno najlepiej olej rzepakowy) dorzucam czosnek, bazylię, oregano, pieprz, skórkę z cytryny i inne miłe memu podniebieniu przyprawy 
 (zgadliście, będzie też oliwa z przyprawą do kebabu ! :P )
Ale przejdźmy do meritum

Najprościej zimką walnąć EinTopfa, ale ja wolę zapieksa w dużym naczyniu żaroodpornym. 
Duże naczynie = więcej gębulek do nakarmienia i nie marnujemy energii bo pieczemy raz, a porządnie, a nie na kilku patelniach, albo garach.
Najlepiej zaprosić od razu kilku znajomych i zaserwować im cieplusią zapiekaneczkę. 

Latynosi mają swoją tortillę, Polacy mają swoją zapiekankę z ziemniaków. Lekko podgotowanych.Doprawionych.Pysznych.
Do mojej zazwyczaj dochodzą brokuły, kalafior,marchewa, cebula, pieczary i pomidory, ale tym razem była pierś z kurczaka, marchewka z groszkiem i odrobina oliwy i oczywiście ulubiona przyprawa.


Podawać z dobrym humorem i ogórkiem kiszonym 


Poza Galeo moją największą jesienno - zimową słabością stała się przystawka buraczano serowa


gotowany burak,ser Capri, własnoręcznie ukręcony winigret z - a jakże - domowej oliwy, musztardy i soku z cytryny, wszystko posypane domową wegetą, włala ! 


Wkleiłabym Wam zdjęcie zupy dyniowej, którą ostatnio oczarował moich przyjaciół mój wspaniały Mąż, ale...wszystko zostało zeżarte, więc następnym razem.



 
Rebel


środa, 19 grudnia 2012

"Każda rzecz ma swoją codzienną i odświętną stronę" Georg Christoph Lichtenberg

Bo z tym fetyszem na punkcie nowych, nieużywanych, niedotykanych obcą ręką rzeczy jest jak z dziewictwem- człowiek się naczeka, naoszczędza, a potem przeważnie to, o czym marzył, niezupełnie spełnia oczekiwania....a przecież wiadomo, że większość dóbr jest lepsza, jak ktoś już przetestuje, ewentualne wady naprawi, wszystko ulepszy i usprawni, zadba i potem wyśle w świat. Wolę używane książki niż nowe-wprawdzie drukiem nie pachną już za bardzo, za to nieraz trafi się na notatki poprzedniego właściciel, na plamę zupy, zasuszone kwiaty-dlatego wolę pożółkłe kartki, poklejone okładki, zapomniane wizytówki, bilety, zakładki, lubię sobie wyobrażać, jak poprzedni właściciel siedzi pod kocem  i czyta, pożerając słowa i popijając je kakao.
Już abstrahując od tego, że w antykwariacie z mega tanią książką na Piotrkowskiej jest taaaaki uroczy chłopaczyna, który przy okazji lubi to co ja, że aż miło pójść i 15 raz zapytać, czy jest Nick Cave:)

Lubię stary papier, z którego kleję swoje kolaże-stare zeszyty, pudełka, torby, dokumenty wygrzebane w stercie po babci czy dziadku. Lubię starociom dawać nowe życie-również ciuchom wszelakim, które czasem znajdę za złotówkę w koszu, czasem dostanę od kogoś, kto ich już nie chce. Czasem je przerabiam i noszę, czasem robię z nich ozdoby, biżuterię, czasem szyję paskudne maskotki.
Obecnie marnujemy nie tylko jedzenie-marnujemy papier-a lasy deszczowe płaczą; marnujemy tekstylia wszelakie, marnujemy gigantyczne ilości tworzyw sztucznych, metali, wszystkiego, co sukcesywnie zabiera nam przestrzeń życiową, i mamy za swoje.

Z aluminiowych puszek można zrobić biżuterię, z butelek rzeźby, ze starych łachów zabawki dla kota, z papieru w zasadzie wszystko. Może lepiej wyzwolić się z tej jednorazowości i trochę poluzować sobie łańcuch, bo do nędzy-czy ktoś powiedział, że nowe jest lepsze niż stare? Raczej odwrotnie

 Paskudy szyte z resztek, odpadów itp




moje kolaże ze starych gazet, dokumentow, magazynów.


poniedziałek, 17 grudnia 2012

Jestem molem książkowym, inteligentnym, seksownym i zdrowym*!

Uprawiam to namiętnie. Dochodzi do 16 pozycji na raz.Uwielbiam przede wszystkim kobiety...ale toleruję mężczyzn, pod warunkiem że robią to, jak kobiety...

Próbowałam wirtualnie, ale nie ma tego efektu objętości, wypełnienia dłoni, ciężaru,ani zapachu.
Ani dźwięku.Szelestu, szeptu kartek.




Jestem zmorą bibliotekarek.Złym snem bibliotekarzy. Zawsze przetrzymuję papierowych zakładników i nie chcę oddać, wiecznie przedłużam. Zawsze pytam o wymyślne tytuły, o autorów, których nikt nie zna.

Zawsze szukam książek o miłości. Ale tej nietypowej, z nadużyciami, z duszną bliskością, pewną dozą obsesyjności. Uwielbiam przede wszystkim kobiety, które piszą. Nin, Gretkowską, Jong, Kuryluk,Agus, Rudzką, Tulli, Plebanek, ale toleruję kilku piszących mężczyzn.Millera, Kosińskiego.

Łażę czasami do Empiku i sycę wzrok okładkami, wącham kartki,a jak nie mam notesu, aby zapisać tytuły, wysyłam sama sobie smsa z ich spisem. 

Już raz tu postulowałam - czytajcie! Na nic strawa z kalorii, jak w mózgu i wyobraźni pusto.

Są biblioteki, wymiany, wyprzedaże, półki znajomych i rodziny, tanie księgarnie na Allegro (moja ulubiona to expans_pl ),  Podziel się książką , http://www.podzielsieksiazka.pl/, dla nowoczesnych  moli są ebooki i audiobooki

Ja czasami oddaję swoje książki do bibliotek. Lubię się nimi dzielić, jeśli warto puścić je w świat - ja to robię
Chciałabym zarazić wszystkich wirusem czytania

Ja tu jeszcze będę o tym truła!

i jeszcze kilka lineczków

Zostaw książkę

Nie czytasz? Nie idę z tobą do łóżka
Książek od metra


* ale żem rym ukleiła ;)






Pozdro, Bitches! Naczelna Rebel




"Ten, kto bied­ny i szczęśli­wy, jest bo­gaty, że bar­dziej nie trzeba." W. Shakespeare

Dla odmiany notkę napiszę dziś ja- Joahanna jestem, miło mi, w alternatywie dla lansu, baunsu i pustactwa żyję od kiedy jestem świadomym bytem, i dobrze mi z tym.
A jako że Pani Naczelnik przygarnęła tematy, na których zna się o niebo lepiej ode mnie- czyli kuchenne i okołofilozoficzne, ja wstrzelę się w lukę konsupcyjno-zakupową, finansową, piętnującą wygodne życie za kasę starych, dwie lewe ręce do pracy i lenistwo.
Jako nastolatka z silnym charakterem, własnym widzimisiem i dość sprecyzowanym pojęciem na temat tego, co chcę robić, miałam totalną wyjebkę na lansy, łachy, modę....Ubierałam się w lumpeksach, bazgrałam po czym się dało, chlałam wina w bramach i kupowałam spray, żeby na murze koło podstawówki namalować krwawiącego anioła. Mrok, Szatan, punk rock. Plułam w twarz modnym i ślicznym dziewusiom, których jedynym problemem było odrobienie zadania na fizykę,  a jedyną ambicją zdanie egzaminu na bierzmowanie.
Czasy licealne- czyli apogeum lanserki po klubach, kreacji na osiemnastki, studniówki, szpanowania co, gdzie i z kim, przeżyłam mając gdzieś cały ten pseudo hajlajf. Cóż, miałam dużo ciekawsze rzeczy do roboty-zaczęłam dorabiać malując portrety, kręcąc dready, latem jeździłam rysować na deptakach karykatury. Nadal chciałam malować, rysować, uczyć się tego i związać z tym przyszłość, a że moi rodzice nie podcierali się stuzłotówkami, a ja byłam ambitna, sama zarabiałam na lekcje malarstwa i materiały. Byłam niemodna, nie angażowałam się w  "życie klasy"- zapewne dlatego, że miałam własne, ciekawsze. Podczas gdy lachony klasowe gadały godzinami o błyszczykach i co Siwy zrobił na imprezie i kogo w kiblu przeleciał, ja czytałam Toeplitza i marzyła mi się animacja na Filmówce. Oczywiście nikt nie wierzył, że się tam dostanę- ja, dziecko po ogólniaku? Największy fak mojego życia pokazałam im jak zdałam.
Stypendium naukowe plus zwrot za materiały plastyczne, fotograficzne itp-tak, to ułatwia egzystencję, kiedy po 10 godzin siedzi się na wykładach i do północy robi rzeczy na kolejne wykłady. Nigdy nie przesrałam całego stypendium na łachy, chociaż mogłam, było mnie stać. Tylko jedno zasadnicze pytanie- po ch?

Studia skończone, stypendium nie ma, a specyfika mojego zawodu niestety jest jaka jest- raz jest zajebista praca przez pół roku i nie wiadomo na co wydać pensję, albo siedzi się i trzaska chałtury za kilka groszy, które nie wiadomo czy będą czy nie.

Pracowałam w zawodzie przez kilka miesięcy, przy produkcji filmowej, zarabiałam naprawdę dużo. Nie musiałam przepieprzać kasy rodziców, miałam własnej tyle, że mogłam palić ją w blantach- odłożyłam, wytrwale 4 miesięczne pensje czekały na koncie, aż kupiłam to, co do tej pory jest mi przydatne- komputer, tablet graficzny, skaner, wszystko zajebistej jakości, drogie i profesjonalne. Sorry, ale butami Campbella i kreacją z Deni Kler na życie nie zarobię- przy pomocy tabletu i komputera owszem. Kwestia myślenia perspektywicznego, wartościowania. Za pensję w tej pracy nabyłam jedne jedyne buty- Martensa, na lata, nie z okazji kaprysu, bo modne. Mam je do dziś, są nie do zdarcia i zdecydowanie okazały się dobrą inwestycją.

Podobnie jak Menada- nie kupuje raczej prezentów, zawsze można coś zrobić ręcznie-namalować, ulepić, uszyć, a taki prezent zawsze lepszy, niż jakieś drogie barachło.
Ubieram się w lumpeksach- tak, noszę ciuchy za złotówkę, bo szkoda mi więcej na kawałek szmaty, który sama bym uszyła, gdybym miała maszynę. Moja nieposkromiona wyobraźnia czyni z łachów za zeta wyjątkowe i niepowtarzalne rzeczy- bo przeszywam, doczepiam, przerabiam... nie, nie czuję się gorsza od lansiar, które mają tony firmowych ciuszków i są podobne zupełnie do nikogo.
A następnym razem wyleję gnój na pseudoartystów, co im się wydaje, że jak kupią najdrożysz papier i farby, to zaraz będą Picassem. 
Pierwsze prawo moje najmojsze- ciuchy nie zastąpią ci osobowości. Jak się nie ma nic w środku, to równie dobrze można chodzić w worze po ziemniakach. Ludzie którzy coś sobą reprezentują zwykle maja wyjebane na szmaty, mejkapy, ęą pikaczento lajfstajl. Deal with it.

I tym wesołym akcentem kończę i biegnę malować, rysować, robić to co lubię- w piżamie i rozczochrana, i kij w oko Campbellowi i jego butom:)






niedziela, 16 grudnia 2012

Restauracja z okazji urodzin?Obciach

Mój wspaniały Ojciec zaprosił nas na urodziny.Nawet nie planowaliśmy innej opcji, niż domówka, bo wydanie kilkuset pln żeby posiedzieć w jakimś lambadziarskim miejscu traktuję z odpowiednią dla siebie dozą pogardy, tak więc od tygodnia Tata gromadził odpowiednie produkty i dziś robimy najlepszą tajską zupę świata i do tego, a jakże, sushi.
Pójdziemy ubrani w wyprodukowane w Chinach ubraniach, a ja dodatkowo zrobię sobie efektowny orientalny makijaż i dyskretnie spryskam się resztką zakitranej na specjalne okazje Samsary.
Mój Mąż nie ma takiej możliwości, aby stać się chociaż trochę azjatyckim, chociaż środkowo europejskiej urody to On znowu nie ma,za to ma taki troszkę charakterek jak Azja Tuhajbejowicz, więc wszystko pasi.



zupa autorstwa Taty



Maki autorstwa Męża


Tu w ramach dygresji pragnę nadmienić, że nie bojkotuję chińskich bud, barów i restauracyjek z normalnymi cenami, ba! nawet zdarzało mi się bywać w sushi barze , jednakowoż bojkotuję ą ę lokale, gdzie mineralna z aro w musztardówce  to 15 pln, takie pierdoły mnie zwyczajnie nie kręcą, a nawet lekko żenują.

Taki mam lajfstajl, że lubię karmić miłych mi ludzi, lubię dla nich gotować (swego czasu miałam przydomek Królowa zup), lubię ten pomruk zadowolenia, gdy na stół wjeżdżają moje swojskie frykasy polukrowane nieco napuszonymi dodatkami, łączę plebejskie z wytwornym , takie tam multi mixed cuisine ;) o tym będzie szczegółowo ze zdjęciami później albo na innym blogasiu.

Anyway

Dziś Papa serwuje tajską własnoręcznie przyrządzoną oraz my z Mężem będziemy sushi masterami i jestem bardzo, ale to bardzo rada iż zaoszczędzimy dukaty,dużo dukatów.

W kwestii oszczędności: tzw.podarki. Tu nie dajmy zarobić gigantom produkującym badziew.
Wybierajcie raczej rękodzieło : rysunki, grafiki, fotografie, korale, broszki i inne cukiereczki;bardzo popieram trend na dekupaż, dzierganie szalików i wszystkie przejawy DIY. A jeśli nie umiecie nic wydziergać, polecam polskich artystów, co dziergać potrafią

Macabra Kollektiv (którego to kolektywu jestem dumną członkinią)

KalpaTaru
Barwy Nocy
Nietoperzownia
Fabryka Czaszek
Rosemary's Manufacture Jewellery
Ene2rabe



Ponieważ jestem bardzo uzdolnioną manualnie osobą, Mama dostaje w prezencie zazwyczaj zabiegi pielęgnujące twarz lub ciało, robimy manicure, makijaże, czasami jest to biżuteria hand made.
Ojciec woli masaż głowy i parafinę na dłonie,a jeśli już wydaję dukaty to na książki dla Niego (mam ulubionego sprzedawcę na allegro, gdzie np. Dracula Nieumarły nówka sztuka był za 7 pln)


a teraz wybaczcie, gdyż muszę iść machnąć se kreski lajnerkiem

Rebel

p.s.zrobiliśmy tyle rolek, że  birthday party przedłużyło się o kolację z przyjaciółmi,którzy w duchu naszych postanowień jak zawsze przynieśli pyszne ciasteczka i winko, lubię takie spontaniczne domówki

czwartek, 13 grudnia 2012

Skrótowiec

Dzisiaj nie mam siły na długą notkę, za to będzie skrótem po oczach, tak teraz spędzam dni

1.Na początek oczywizm - nie kupuj gotowców, wstań wcześniej i zrób sobie musli, płatki z mlekiem, dobrą pożywną owsiankę.Kanapki do pracy też przygotuj, po co przepłacać w kafeteriach?Ja zazwyczaj robię improwizowane pod wpływem chwili sałatki w opakowaniu z pojemniczkiem na sos, który wylewa się na sałatkę tuż przed zjedzeniem, można też zabrać do pracy ugotowane warzywa z dressingiem, zamiast wydawać w restauracji na jeden lunch równowartość 2 dni domowego pichcenia.Zajebiście też lubię kiedy z kolegami przynosimy do pracy domowe leczo, zupę, wspólnie robimy kanapki i kawę.
2.Czytaj codziennie! Nic mnie tak nie cieszy w drodze do pracy, jak dobra lektura. Rozsiadam się , albo wciskam w kąt tramwaju i ładuję sobie ulubiony narkotyk przez oczy.Działa niezawodnie.
3.W związku z powyższym uzależniłam się od nowo odkrytej biblioteki.Korzystaj z bibliotek!Nie kupuj prasy, można w nich przeczytać wiele popularnych tytułów, można znaleźć je w Sieci.
4.Odwiedzaj Znajomych  i Przyjaciół! chociaż raz w tygodniu spotkaj się z kimś, kogo lubisz/cenisz.

Zanieś Mu/Jej dobrą książkę i pogadajcie o Rzeczach Istotnych.
5.Spaceruj codziennie, chociaż kilka minut.
6.Oglądaj filmy, ale ambitne.O tym będzie osobna notka
7.Wspominałam już o czytaniu ;)?
8.Bądź otwarty na nowe znajomości, czasami ktoś poznany przypadkiem u Znajomych może się okazać Super Ktosiem

9.Czytaj!
10.Codziennie bądź wdzięczny Komuś, kogo kochasz
11.Nie zapominaj o książkach.

Wyszło strasznie oazowo, ale jebać to.Czytaj i kochaj;)

Rebel

środa, 12 grudnia 2012

Wspólne zakupy i gotowanie dają radę

Kiedyś z sąsiadko-koleżanką miałyśmy system: wspólne zakupy za wspólny fundusz, wspólne gotowanie i jedzenie. Ładnie żarło, ale zdechło. System dobry, ale znajomości nie są wieczne. A i wkład w szykowanie wszystkiego musi być równy.
Teraz mamy z przyjaciółmi zwyczaj wspólnego gotowania i ucztowania, ale nie zawsze chodzimy razem na zakupy:każdy coś przynosi, razem pitrasimy, obdarowują nas niejednokrotnie wspaniałymi przysmakami, potrafią się podzielić zawartością szafek i lodówki, a my z przyjemnością przygotowujemy wtedy coś dla nas wszystkich.Ładnie żre, mam nadzieję, że nie zdechnie.

Perfekcyjna kura domowa próbuje wyprać nasze mózgi wpierając nam, że powinno się sprzątać dla tych, których się kocha.Ja uważam, że lepiej dla nich upitrasić coś pysznego.Razem.Składkowo.Biesiadować wspólnie, pić domowy kompot, dobre wino, herbatę z cytryną, albo domową nalewkę.Nie tylko żreć, ale być razem.

Naczelna Rebel

wtorek, 11 grudnia 2012

Eksperyment - nie kupuj, jeśli masz co jeść

Od kilku dni prowadzę pewien eksperyment - postanowiłam nauczyć się rezygnacji z zakupów spożywczych, kiedy mam w lodówce/ szafce zapasy, produkty kupione/zgromadzone wcześniej.
Nie jest to wcale łatwym zadaniem, zwłaszcza kiedy w sklepie widzę jakąś kuszącą promocję (np. awokado za 1,99pln lub świeżego ananasa za 3, 99pln) lub nabieram ochoty na jakieś extra danie, ale trzymam się twardo, może dlatego, że to dopiero piąty dzień eksperymentu i nie ulegam zachciankom.

Od piątku wydałam zaledwie 3, 84 -potrzebne mi było pieczywo, cebula, kapusta kiszona i marchewka na surówkę.

Z zapasów lodówkowo - szafkowych były śniadania i kolacje : płatki kukurydziane i bananowe mleko, musli,kawa, jajka, kanapki z pasztetem sojowym, pomidorem, serem żółtym i topionym, wędliną, sałatą i ogórkiem,placki z jabłkiem i dżemem truskawkowym,  woda mineralna niegazowana i banany; 

obiady: zupa wielowarzywna , mrożone pierogi ze szpinakiem. W sobotę przyjaciel zaprosił nas na obiad, którego część dostaliśmy na wynos - wspaniałe kotlety mielone i kapustę na słodko- ostro rąbaliśmy z zapałem!
Jutro składkowy obiad z przyjaciółmi - zupa warzywna  i pikantna ziemniaczana zapiekanka i jeśli coś kupię, to będzie to pieczywo, ale nie mam pewności, bo zamiast kanapek wybieram ostatnio inne rozwiązania (płatki, musli, owoce)
Pojutrze planujemy naleśniki z kaszą gryczaną i sosem pomidorowym, a w piątek- jak to w piątek musi się u nas pojawić na talerzu mięso, a mrożone sznycle z indyka już czekają na swoją kolej ;)

Także tego, trzymajcie kciuki!

i wyżerajcie zapasy, zamiast bezmyślnie wydawać kaskę

Wasza naczelna rebeliantka 

poniedziałek, 10 grudnia 2012

idée fixe

wkurwia mnie juz czytanie wypocin jebanych bananówek żyjących za kaskę starych, męża, "narzeczonego", w ósmej parze Campbelli i pięćdziesiątej szmacie z Zary
wkurwiają mnie pseudointelektualne bełkociny lansiarek z wyżyn Alternatywy (ciekawe lasiu, jak byś sobie poradziła mając w portfelu 5 dych na tydzień?)

i marzy mi się internetowy projekt,zapewnie w formie bloga, o tym jak ruchać system, lecz z godnością, precyzją,wręcz finezją

tak więc nie zdążycie przymknąć jap,a ja już takiego blogasia założę i będę pisać o takim lajfstajlu, w którym jest miejsce na tanie gotowanie, dumne noszenie ciuchów z sh, darmowe rozrywki, bycie molem książkowym, pożeranie filmów, biżuterię hand made, Sztukę, ruchanie systemu i elegancki anarchizm,ale i altruizm, towarzyskie komunki, obiadki czwartkowe i t p
także tego, do zo :)