piątek, 25 stycznia 2013

O urodzinowym biforku planach balowania wizycie uparciucha,konsultowanych (najlepszych!) prezentach i królewskim śniadaniu

Za kilka dni mam urodziny, które zaczęto celebrować już wczoraj, kiedy to moja młodsza siostra J. odwiedziła mnie z siatą wiktuałów na biforkową kolację: do warzywnej lekko pikantnej zupy krem, którą zrobiłam dzień wcześniej dołączyła sałatka hawajska i piwko o smaku tekli, a ze sprawdzonych źródeł wiem, że załącznikiem do mojego prezentu od siostry (makijażowe wspaniałości, które zasilą mój kufer wizażystki) będą żelki w kształcie wampirzych kłów -  me gusta! Oczywiście zakup makijażowych cudeniek został ze mną skonsultowany, są to rzeczy nietestowane, potrzebne i w dobrej cenie, bo to są jak wiecie moje kryteria użyteczności kosmetyków.

Z  okazji urodzin spotykam się z grupą przyjaciół w klimatycznym pubie Rodziców mojej młodszej siostry J.(to skomplikowane, nie wnikajcie) a jednym z prezentów od właścicieli lokalu jest upieczenie dla nas smakowitej pizzy - wspaniała niespodzianka! 

Wizytę w 4x4 Pub poprzedzi Festiwal Alternatywny , na którym zagrają zespoły znajomego 

Mini festiwal dla fanów muzyki z pogranicza rocka i metalu progresywnego. Na łódzkiej scenie zaprezentują się dwa zespoły z Ozorkowa – Storn i Whispering oraz ciekawostka z Łodzi , grupa Inside, dla której będzie to pierwszy występ w rodzinnym mieście. Nowe i ciekawe brzmienia wspomagane wizualizacją to podstawa tej imprezy. Wstęp jest darmowy. Zapraszamy wszystkich sympatyków ostrego grania!


Chyba nie trzeba lepszej rekomendacji?

Nic mnie nie powstrzyma przed wzbogaceniem mojego stajla tego dnia wcześniejsztmi prezentami od brata A. i przyjaciółki M., są to hendmejdy bo to bardzo zdolne Bestie!

opaska od brata:


                                               
                                                 i torba od przyjaciółki
  Czyż nie są wspaniałe? poduszka w tle to także dzieło przyjaciółki, wkrótce więcej o jej marce i wyrobach.

Na urodzinowej bibce będzie też moja starsza siostra M. z mężem, której sama obecność jest dla mnie cudownych prezentem, gdyż nie widziałyśmy się od roku (ale ona coś knuje i ma coś fajnego for mi, zołza kochana dostała embargo na kupno kwiatka, albo flaszki to kombinuje)

errata: ten drobiazg w jej rozumieniu to zajebiste legginsy, bluzka z ogromniastym dekoltem, szmizjerko - plaszczyk w ktorym wygladam jak rakieta, piekne kolczyki, oraz zestaw kosmetykow:plyn micelarny, zel do pyska, zel pod prysznic i mydelko,ktore poczatkowo wzielam za orzeszki ;) no i tusz do rzes,ktory nalozony na moje rzesy wprawi was w kompleksy, takze lepiej nie imprezujcie w jednym wojewodztwie ze mna:P 


zwlaszcza, ze kolejny zajebisty tusz podarowal mi brat, a druga mlodsza siostra z mężem przytargali kuferek makijażystki z niesamowitą zawartością, były mazidła, pachnidła i paleta cudowności

także nie fikajcie


I tu mały tip(s) jak zrobić zakupy na dwa dni królewskiego śniadanka i jedną kolację i wydać 12,43:
trzeba nabyć drogą kupna chleb tostowy (2,29), dorodną paprykę czerwoną (1,43), 13 (!) deko pieczarek (1,05) oraz puszkę białej fasoli (1,99) i puszkę tuńczyka w oliwie (2,99) oraz zioła prowansalskie (1,29) i czosnek granulowany (1,39)
owo śniadanko będzie się składało z tostów z masłem czosnkowym, mam zamiar zrobić pastę z fasoli z ziołami prowansalskimi i cebulą , oraz sałatę lodową , do której dodam pozostałe po wczorajszej uczcie grzanki paprykowe, ananasa, oraz świeżo ukręcony winigret oraz duszoną cukinię i część pieczarek
a tuńczyka dodam do makaronu, albo warzywnej zapiekanki z resztą grzyboli

Czuję w kościach, że to będą fantastyczne urodziny, chociaż także dość osobliwe, a nawet osobne - mój wspaniały Mąż jest jakieś 666 km ode mnie, ale został przyjęty do nowej pracy, co jest naprawdę świetną wiadomością!

Naczelna Rebel

Pasta fasolowa, zwana pieszczotliwie fasolinką - jej zrobienie trwa jakieś 10 min łącznie z gotowaniem, a prezentuje się tak: 





A królewskie śniadanko prezentuje się tak:





wtorek, 22 stycznia 2013

Styczeń miesiącem porządkowania (ludzi i) rzeczy

 Temat posta zgapiony od Mad Tea Party
 
Najlepszym sposobem zachowania porządku jest zewnętrzna szafa w przedpokoju, gdyż możliwość zajrzenia do niej przez znajomych motywuje mnie do zachowania w niej względnego porządku
(no dobra,  przy okazji lubię wkurwiać koleżansie kolekcją butów :P)

 


         Mój najlepszy Mąż zamontował mi w drzwiach wewnętrznych kilka     gwoździ, co w małym procencie , ale pozwala mi zapanować nad kolekcją  hendmejdów , oraz dóbr nabytych drogą kupna w dawnych                                        konsumpcyjnych czasach





Natomiast co do porządków w ludziach, pozbywam się z grona znajomych malkontentów, mizoginów i przede wszystkim leniwych wieprzy i zwolenników naturalnych futer , howgh!

Naczelna Rebel

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Nie bądź szmaciarą, niech nie uwodzi Cię lans!

Czytelnik ElvisWentylator zapytał: "Czytając opis pod nazwą bloga, zaciekawiły mnie śmieci z sieciówek,może podrzucisz jakiś pomysł, gdzie znaleźć szlachetny i niedrogi przyodziewek, bo ja mam z tym kłopot, w centrach bele co, no faktycznie tandeta, istne szmaty i to za duże pieniądze."

Moja odpowiedź :

I tu można już wspomnieć o 2 postawach:

a) ludzie odrzucający sieciówy z powodu chęci noszenia ubrań oryginalnych, a nie pokazanych na co drugim blogu szafiarskim

b) ludzie szukający ciuchów trwałych, a nie szmat które po 3 praniu nadają się na ścierę do podłogi

c) ludzie szukający produktów polskich, a najlepiej lokalnych firm

d)ludzie, którzy chcą się ubrać tanio i nie ulegają modzie na "wyraź swoją osobowość wzorem na sweterku"

d) ludzie bardzo wysocy, albo grubi

wszystkie grupy może łączyć chęć do noszenia organicznej bawełny + fair trade
wszystkie może łączyć organiczna niechęć do uniformizacji
wszystkie mogą się nauczyć łowiectwa bazarkowo lumpeksowego


każdej z nich polecam oczywiście małe lokalne sklepiki z odzieżą, rynki i ryneczki, gdzie wystawiają swoje stoiska drobni przedsiębiorcy, polecam tak powszechne zakładziki przeróbek i usług krawieckich gdzie za relatywnie małe dukaty można sobie zamówić customizację lub stworzenie łacha, polecam także kursy kroju i szycia i produkcję na własne potrzeby, polecam donaszanie ubrań, które często zalegają w rodzinnych garderobach, bo kiedyś szyto ciuchy na lata, nie na sezon - tu dodam, że zajebiście bawi mnie moda na BUTIKI (!) vintage, w których sprytne rybki wciskają zaślepionym rybkom stare łachy za bardzo współczesne kwoty, no ale jest lans...



Od czasu do czasu warto zrobić przegląd szafy i podzielić się nienoszonym/za małym/niechcianym łachem z koleżansiami, albo nawet zorganizować w zaprzyjaźnionym lokalu usługowym wymiankę bambetli, rękodzieła i własnoręcznych wypieków, a co do zaprzyjaźnionych lokali, już się smaży pomysł na notkę o nich, więc bądźcie czujni!

Ponieważ dumnie noszę duży rozmiar odzieży i przeciętny sklep z centrum handlowego nie ma mi nic do zaoferowania poza dodatkami (a w topowych śmieciówach bawełniany top kosztuje stówę)nie drażni mnie kupowanie w lumpach produktów z poprzednich kolekcji sieciówek zagramanicznych, średnio dostępnych w Polszy,kiedy mam za nie zapłacić grosze -

skrupulatnie usuwam metkę i mogę wyglądać dobrze i cieszyć się z "big hips & red lips" w dobrze skrojonej kiecce
(w UK wiedzą, jak ubrać większą dziewczynę podkreślając jej atuty)

nie jestem świeżo upieczoną neofitką, mam jakieś produkty marek, których w firmowym sklepie za nic teraz nie kupię

przez szacunek do pieniądza nie wywalam ich, ale donoszę do ostatniej nitki, albo rozdam koleżankom

czwartek, 17 stycznia 2013

zimowe menu chlorofilca

chlorofilce, trawożercy, glonojady, króliki - czyli wegetarianie. żyję prawie 100% bez mięsa od 14-15 lat. z przyczyn różnych, od dłuższego czasu moje menu musi być lekkie nie tylko dla ciała, ale i dla kieszeni. jest to powód do rozwijania kuchennej kreatywności, której efektami tutaj chętnie się podzielę, zaszczycona włączeniem w szeregi twórczyń bloga, za co pięknie dziękuję Naczelnej :)

zimowa pora jest nie najlepszym czasem dla wegetarian,  bo nie dość, że pasza już cokolwiek zleżała, to w dodatku ciężko zajadać się surowizną, kiedy za oknem trzeszczy sowiecki mróz. dlatego w mojej kuchni często pojawiają się trzy rodzaje jedzenia: kiszone ogórki i kapusta (dobre na odporność), warzywa na ciepło i ulubiona kapuściana zupa. dziś na stół wjechało pyszne buraczkowe danie, które gorąco polecam. co będzie potrzebne:

burak/i, korzeń pietruszki, seler korzeniowy, marchew, kwaśne jabłko. z przypraw - majeranek, papryka, zioła prowansalskie i sól. w jakich proporcjach - to zależy od upodobań i zapotrzebowania. na jeden posiłek zużyłam 1 buraka, 1 pietruchę, pół dużej marchewki, pół jabłka i pół dużej selerowej bulwy. szczyptę soli, przypraw do woli. warzywa posiekałam na dość cienkie plasterki i dusiłam na teflonowej patelni pod przykryciem, podlewając wodą co jakiś czas. duszenie przebiegało na najmniejszym palniku ledwo mrugającym, aż warzywa osiągnęły zadowalającą miękkość. mogło to być około 20-25 minut. można zastosować wariację na temat i smażyć na jakimś roślinnym tłuszczu albo w wersji dla mięsożerców dokooptować jakąś chabaninę. jak obliczyłam, koszt mojego posiłku wyniósł ze wszystkim mniej niż 3zł.

inny pomysł to warzywna "baza", którą można wkomponować w jajecznicę, różne sojowe "paskudztwa" czy po prostu włączyć do obiadu dodając bardziej treściwe składniki. osobiście wypróbowałam z jajecznicą i kotletami sojowymi. analogicznie do poprzedniego przepisu, kroimy na plasterki korzeń pietruszki, marchew, kawałek selera i pieczarki. podduszamy ile kto lubi. a potem - jajko, makaron, mięso, soja - zależy od inwencji i upodobań. polecam rzucić na patelnię porcję "bazy" i na podgrzaną wbić dwa jajka, dodać ziołowego pieprzu, oregano, odrobinę mielonego kminku i/lub koperku. koszt takiej porcji ("baza" plus 2 jajka, dla jednej osoby) wychodzi też poniżej 3zł.

smacznego :)

niedziela, 13 stycznia 2013

Przykładowe produkty spożywcze nabyte drogą kupna po uprzednim ich zaplanowaniu.

Od pewnego czasu naprawdę mocno się zastanawiam, zanim zrobię jakiekolwiek spożywcze zakupy, analizuję co mogę połączyć z czym, co mogę później przerobić,  do sklepu zawsze idę z lista zakupów 



Wiedziałam , że mam jeszcze spory zapas kaszy gryczanej, ryżu, makaronu, cebuli , że są jabłka i odrobina oliwy

Zakupy za kwotę 6, 68 PLN (widzicie tą minę zawodu na wieść o 8 zamiast 6 na końcu?) poczyniłam w warzywniaku zaprzyjaźnionego prywatnego przedsiębiorcy, do wielorazowej materiałowej torby trafiły:

włoszczyzna, 5 ziemniaków, 5 sporych pieczarek, 30 deko kiszonej kapusty, spora opiaszczona marchewa do kompletu, kilogram  podłużnych buraków

następnie nabyłam drogą kupna kilo(!) wątróbki drobiowej za całe 5 PLN i w podskokach udałam się w kierunku domostwa, aby ugotować obiad na kilka dni i dla kilku żołądków.
 

mimo zmęczenia nowym kursem zawodowym, na którym nauczę się jak być najlepszą masażystką, mimo zakwasów po całym dniu nauki masażu leczniczego, wzięłam się za bary z wielowarzywną zupą, tzw. śmieciówą: cała włoszczyzna, ziemniaki, ziele angielskie, pieprz ziarnisty, domowa wegetka i ryż, który został po obiedzie  oraz kilka przypraw pozwoliły mi stworzyć duży gar aromatycznej zupy, którą podzielimy się z przyjacielem.

od koleżanki dostałam kilka pomarańczy i mandarynek, co skutecznie realizuje temat podwieczorków 

wątróbką zajął się mąż, zrobił ją z cebulą i jabłkiem , do tego surówka z kiszonej kapusty z marchewką, jabłkiem i oliwą , kasza gryczana i obiad na dwa dni gotowy, oprócz słoika zupy przyjaciel dostanie słoik drugiego dania i pomarańczę na deser.

pieczarki właśnie smażą się z czosnkiem i czerwoną papryką, połączę je z makaronem i zapiekę z sosem twarożkowym, na ostro

przez weekend nie było konieczności robienia zakupów,  dopiero jutro kupimy świeże pieczywo, zresztą mam jeszcze zapas chrupkiego orkiszowego chlebka z dynią, na ten tydzień z moich zakupów zostały buraczki, z których powstanie barszcz , a ugotowane burole zetrę i połączę z sosem miodowo musztardowym no i mamy jeszcze 3/4 gara zupy + bonusowo  słoik tofu od mojej mamy


ponieważ znowu mocno zmarzłam i masaż przyspiesza rozwój infekcji,  z cebuli i cukru robię właśnie syrop przeciw przeziębieniu, zamiast lecieć do apteki i wydawać dukaty na jakieś wstrętne syropiska


zaraz zaparzę imbryk mocnej herbaty ze świeżym imbirem ( nie uznaję parzenia jednej filiżanki z jednej ekspresówki, zawsze to imbryk ,albo nawet dzbanek, dostałam od koleżanki wspaniałą mocną angielską herbatę) i wracam pod kołdrę do książek

zauważyliśmy, że od początku eksperymentu praktycznie nie wyrzucamy jedzenia ( nie licząc dwóch wpadek z przetrzymanymi produktami) , co bardzo nas cieszy i mamy plan eksperymentować z ograniczeniem zakupów spożywczych na stałe


jarałam się ostatnio tematem freeganizmu, czytałam kilkadziesiąt stron o tym zagadnieniu, aż dziś niespodziewanie weszłam w posiadanie 2 kilogramów orzechów włoskich, teraz tylko potrzebuję do nich dziadka!



Naczelna Rebel

dodane następnego dnia: 


Syrop z cebuli już stawia mnie na nogi, a tymczasem cebula z dodatkiem pepperoni z aromatyzowanej oliwy, która się właśnie skończyła wesoło skwierczy na patelni zmieniając się w czatneja :) 

a po godzinie:



 ten czatnej powinien sie nazywac CZADnej, bo poza cebula (zostala mi po produkcji syropu) zawiera pepperoni, duzo pepperoni

jest piekielnie ostry

mniam



wtorek, 8 stycznia 2013

"Jak sie szlachta bawi, to na koszta nie paczy"

Tak mnie co roku nachodzi, z okazji fety świąteczno-noworocznej na umiarkowany hejt, a raczej takie "yyy...ale że co?", jak patrzę na przepychankę sklepową i reklamy coli już od połowy listopada, bieganinę, stresy, harówkę, a wszystko to uwieńczone obżarstwem i najebką i poprawione jeszcze z okazji Nowego Roku, z pierdolnięciem, buracką petardą. Tak, racja, nienawidzę świat...już się wywnetrzam na ten temat.

Jako dziecko z rodziny bez tradycji, korzeni i wiary, antyklerykalnej i przeciwnej narzucaniu komukolwiek czegokolwiek- święta ze wczesnego dzieciństwa wspominam miło i ze łzą w oku. Było leżenie do góry brzuchem, babcie, ciocie, dziadki w odwiedzinach, granie w karty i planszówki, czytanie książek, rysowanie, spacery, sanki, wyjazdy do mojego ulubionego wujka, który miał przedwojenny gramofon i miliardy albumów z malarstwem, było słodyczy dużo, w sumie chyba niespecjalnie kojarzyłam to z jakimiś narodzinami dziecka sprzed dwóch tysięcy lat, ale było fajnie. Dlatego mając lat nieco wiecej i z lekka socjalizując się z resztą świata, byłam dość zdziwiona, że gdzie indziej wyglada to tak....niespecjalnie miło. Zresztą, później było coraz gorzej- mając lat 13-14 zobaczyłam, jak "tradycyjnie" powinno to wyglądać- dzieci zapierdalają jak murzyni na plantacji bawełny, myjac fugi w łazience szczotką do zębów, matki czerwone na gębie stoją godzinami nad garem, z małą przerwą na dysk wypadający przy lepieniu uszek, ojcowie ogólnie jak to ojcowie przed imprezą- naprawiają, targają, kupują i są ogólnie podkurwieni.I to wszystko po to, żeby babcia Jadzia, ciocia Lodzia i wyjek Zbyszek byli oniemiali z zachwytu, jaką to mają idealną, opływająca w dostatki rodzinę....Miałam koleżankę z bardzo konserwatywnej, tradycyjnej, turbo katolickiej rodziny, gdzie tak to wyglądało i strasznie jej współczułam- tej napinki, kilku dni w stresie, atmosferze jak z filmu Hitchcocka, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ojciec strzeli ci gazetą po ryju, a matka szmatą po plecach....No ale mieli nieskazitelnie białe obrusy, choinkę, 30 osób w 40 metrowym mieszkaniu, tony badziewia w ramach prezentów, ważne, że drogie, chuj z tym, czy nadające się komukolwiek do czegokolwiek....a finałem była zazwyczaj wyprawa na pasterkę chwiejnym krokiem, chrapanie w kościele w oparach bimbru i śledzi, cichy bełt pod ławkę, a nieraz wujek i tej pasterki nie doczekał, bo w sałatką zarył facjatą. I po to te nerwy, wydawanie kasy, kupowanie, szał, bieganie z obłędem w oczach od półki z alkoholem do akwarium z karpiami...

Myślicie, serio, że się Bozia cieszy, jak rozwalacie niewinnej rybie głowę młotkiem?


Wtedy wydawalo mi się to straszne, męczące, ogólnie nie mój świat...teraz jest gorzej, bo jak dziecku nie kupisz laptopa, najnowszej komórki i nie dodasz do tego plejki trójki z kompletem gier, lalki z karetą, narzeczonym, dzieckiem, wózkiem na dziecko i domkiem oraz Chevroletem, to w ogóle możesz nie przychodzić na tę jakże rodzinną ucztę....Teraz już matka uszek nie lepi, zamawia catering, wydaje pół kredytu na kreacje wigilijną wedle rad w "Pani" czy innym "Zwierciadle" (śliniaczek dla młodego od projektanta, rzecz jasna, żeby zachlapał barszczem od Magdy Gessler i sprzedał na Allegro), są i takie odpały, że ludzie kładą boazerie, dywany, chuje muje dzikie węże, bo świeta, bo przyjdzie loża szyderców i rzecz jasna będzie lustrowanie, obgadywanie, więc mądry Polak wedle starego zwyczaju "zastaw się, a postaw się", napierdala z salonu wystroju wnetrza do ekskluzywnego butiku, żeby się mógł 3 dni poczuć jak Carrington....serio, może ja głupia jestem, ale nie rozumiem tego ni chuj.
Jakoś zawsze mi się wydawałol, że te "najbardziej rodzinne ze świąt", jak mówi Jolanta Pieńkowska, pani z telewizora, której się boję, to jakoś inaczej powinno wyglądać...coś dobrego do jedzenia, symboliczny drobiazg w ramach prezentu, miło, luźno, sympatycznie, ma być fajnie, wesoło, a nie nerwica i zapierdol.
U mnie w tym roku było jak zawsze-kameralnie, bezstresowo, przyjemnie, winko z ojcem, ploty, jakiś fajny film, pogaduchy, a że jakieś tam drobiazgi dostałam...szczerze-nie spodziewałam się, i mimo że nie były to cuda techniki ani żadne cuda, które teraz trzeba będzie 30 lat spłacać i wpierdalać chleb ze łzami, a szampon do włosów,  ulubione ciastka,  myszka do komputera i kredki- czyli skromnie, funkcjonalnie, a za kilka groszy uczyniło mnie szczęśliwą.
Serio, wiele nie trzeba, chyba świeta sa po to, żeby pobyć z ludźmi,których się lubi/widzi nieczęsto-bo z lubieniem rodziny to różnie bywa- najlepszym prezentem dla wszystkich jest brak spinki i nerwówy, która potem przekłada się na ten cały pseudowyjątkowy nastrój. W dobrym towarzystwie można siedzieć 10 godzin przy słonych paluszkach i herbcie, więc chujozy, starych pretensyj i innych problemów nie zamaskuje się sztucznością, udawaniem,że jest ooo, tak zajebiście w pytę i super, nie zapcha żarciem nawet najlepszym...więc, taki sentymentalny tekst ode mnie-wystarczy kochać swoich bliskich i im to czasem okazać, obejdzie się bez pożyczek na święta, bez wydawania nastu tysięcy na cuda niewidy.....bo na co to komu, kiedy i tak chce się człowiek jak najszybciej zmyć, albo chociaż najebać, bo wytrzymać nie da rady.

Serio- pokazywanie wszystkim, jakim to się jest krezusem, ile to się ma, och ach- po cha, ja się pytam, po jaką nędzę? Ludzie, którzy cokolwiek sobą reprezentują, nie muszą się lansować byle czym, byle parą chodaków i łachami, boazerią i dizajnerskim byleczym, szmatą do podłogi przerobioną na szarawary- "najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Tralala.




poniedziałek, 7 stycznia 2013

Ja tego nie kupuję

Kiedy przeglądam  blogi "alternatywnych" feszynistek, ogarnia mnie pusty śmiech. 

Dlaczego nie piszą o książkach i filmach, które wydają im się sensowne, a tak nachalnie propagują blek milki, kambele i inne szmaty? czym to się różni od wyznań komercyjnych szmaciar? 

Tylko metką, a sama idea nadal jest żenująca - wy głupie cipy, za cenę topornych chodaków, od których wasze sromy osiągają stan permanentnego zwilżenia niejedna polska rodzina musi przeżyć 2 tygodnie jedząc i płacąc rachunki, nie wstyd wam epatować brzydotą nabywaną drogą kupna za kaskę rodziców albo konkubenta? (jakoś nie dopatrzyłam się, aby którakolwiek z was "hańbiła" się pracą )

Bojkotuję  od dzisiaj świątynie waszej próżności, nie będzie odwiedzin, nie będzie lajków, koniec tego dobrego, nie pomogę wam więcej nabijać licznika i ściągać kaski od reklamodawców, ni chuja! 


Czytam od kilku dni  Nie kupuję tego i wam też polecam lekturę - sama mam taki plan na ten rok:ograniczyć zakupy do minimum - żadnych zbędnych łachów, perfum, cieni, tuszów, pięćdziesiątych korali, szaliczków, żadnych dzienników,  pism kolorowych ani nawet ukochanych Obcasów, które czytam od 15 ponad lat.
Czasopisma poczytam u Mamy, albo w bibliotece, gdzie z przyjemnością zaglądam kilka razy w tygodniu.

Mam wszystko, czego mi potrzeba: ubrania, dodatki, książki, zapasy kosmetyków, buty, apaszki, preparaty do makijażu i pielęgnacji, płyty, filmy, wysłużone ale działające mp4 i telefon, całkiem znośny aparat foto i mnóstwo chęci, aby ograniczyć zakupy i konsumpcję  - mam nadzieję zarazić tym znajomych.

Zakupy ubraniowe - o ile uznam za niezbędnie konieczne - jak zawsze tylko w lumpeksie, jeśli prezenty - to tylko rękodzieło, albo ugotowanie/ upieczenie czegoś lub zaproszenie na przygotowany przez siebie posiłek , kawę albo herbatkę i ciacha. Koniec ze zbędnym kupowaniem.








Dziś nabyłam drogą kupna pyszne pieczywo z chrupiącą skórką w małej lokalnej piekarence  i tylko do tego potrzebna mi była gotówka.

Za to zupełnie bezgotówkowo ufarbowałam przyjaciółce czerep i wyżłopałyśmy dobrą zieloną herbatkę , dostała ode mnie dwie kiecki, z których wyrosła  inna moja przyjaciółka, zaprosiłam najlepszego kumpla na obiad,  bo lubię dzielić się jedzeniem i zaraz znikam do książek i trudnych filmów 

Warto przejrzeć swoje zasoby,  uporządkować szmaty, podzielić się tym co zbędne, rozdać nieużywane klamoty i wyzwolić się z trybu "muszę to mieć" - chyba, że chcemy być we władzy przedmiotów, ale to jest bardzo słabe!

Naczelna Rebel

środa, 2 stycznia 2013

Oszczędzaj ...swoją urodę

Przede wszystkim nie dubluj kosmetyków, całkowicie wystarczy ci jeden krem do twarzy, jeden szampon, jedna odżywka i jeden balsam do ciała. 
Nie gromadź produktów omamiona kolejną fantastyczną promocją, zużywaj preparaty zgodnie z ich datą ważności, inaczej nie zużyjesz wszystkich zapasów i je wyrzucisz , a to już jest marnotrawstwo. 
Kiedy w cenie jednego produktu dostajesz dwa,  podziel się 
z przyjaciółką  nie kiś kosmetyków, uwalniaj je!

Co powinno się znaleźć w kosmetyczce oszczędnej chaos queen?

Płyn micelarny : zastępuje mydło, mleczko, tonik i płyn do demakijażu oczu . Oczyszcza skórę perfekcyjnie, i to bez pocierania 

Krem na dzień z SPF 15 + Krem na noc lub Krem na dzień i na noc (np.Ziaja, Bio Olejki, Krem na dzień i na noc do skóry suchej, zmęczonej z olejkiem z awokado lub Krem regenerujący na dzień i na noc z wyciągiem z nagietka Yves Rocher)

Krem pod oczy: powinnaś go używać już od 20 roku życia, chyba że hodujesz zmarszczki

Carmex -  Na ustach wszystkich od 1937 roku


Oprócz ceny kluczowym argumentem jest nietestowanie na zwierzętach - nie nabijaj kabzy koncernom, których nie stać na człowieczeństwo - pierdol Loreal'a, Garnier'a i inne syfiaste firmy 
(pełen wykaz przyjaznych firm na blogu BellaBlumchen ) 

Inwestuj w ofertę lokalnych firm - ja wybieram łódzką Pollenę Evę - mają bardzo bogaty asortyment preparatów do demakijażu, pielęgnacji twarzy, włosów i ciała za kilka złotych, sklep internetowy Pollena Eva oferuje niewiarygodne wręcz ceny produktów, zestawów i stałe wyprzedaże. 

Zamiast "perfum" ze sklepów wszystko po 5 zl lub innych podrób z rynku o nieznanym składzie chemicznym wybierz wody toaletowe  i dezodoranty z Polleny Evy -  w okresie promocji 30 ml flakon kosztuje nawet 10 zl, dezodorant koło 6, oszczędzisz swojej skórze podrażenienia i oszczędzisz dukaty w portfelu.

Dla miłośników kosmetyków , które ładnie pachną, są mleczka, masła i żele np. Indian Lotus, Monoi de Tahiti, Lawenda Tymianek Zielona Herbata i inne ciekawe aromaty.



Warta polecenia jest seria Seni z mocznikiem, tlenkiem cynku, argininą, biokompleksem lnianym, gliceryną i kwasem mlekowym  do pielęgnacji skóry przesuszonej,podrażnionej, wrażliwej , dla osób ceniących sobie kosmetyki apteczne, bez zbędnych dodatków.

Ziaja również nie testuje i ma przyjazne ceny, a w niektórych aptekach promocje typu "jeden kosmetyk w zestawie za darmo"

Nie ma się co spuszczać nad Vichy i La Roche Posay (testowane!i te ceny...), kiedy mamy Ziaja Med (obczaj zwłaszcza Fizjoderm i Lano - balsam)

Drogeryjne  produkty Ziai również dają radę, ja jestem miłośniczką Czarnej Serii Czarne Wyszczupla za działanie i zapach (Zawiera harmonijne połączenie kwiatowo-orientalnej kompozycji kumquatu, kwiatów Davana, drzewa Massoina i cynamonu z dzikością anyżu - i ja to kupuję!)

Jeśli chodzi o tanią i nietestowaną kolorówkę to wybieram Essence, My Secret, Catrice , Kobo Professional - wszystko do zdobycia w Drogerii Natura, zawsze jest jakaś promocja, lub wyprzedaż kolekcji, nie obciążam ani kieszeni ani sumienia sponsorowaniem ludzkich kurew testujących swoje chujowe smarowidła na zwierzętach.

Naczelna Rebel