czwartek, 28 lutego 2013

Festiwal Wsparcia i Życzliwości - APOGEUM

Zmieniam pracę. Jest mi z tego powodu i lekko i troszkę smutno, bo mimo dreszcza przygody odczuwam jakiś procent nostalgii, w końcu włożyłam w ten projekt dużo energii i pomysłów.

Przyjaciele jednak dbają, abym nie miała zbyt wiele kocich smuteczków, więc dotychczasowa wspólniczka żegna się koleżeńsko, z propozycjami i tuli, daje buziaka i kopa na rozpęd.

Więc brat napycha mnie pyszną sałatką i daje jej cały słoik do domu.

Więc Zielarka, do której idę odebrać moje bańki chińskie do masażu wspiera dobrym słowem, częstuje dobrą herbatką, ciasteczkami, na drogę dostaję - ponieważ Ona czyta w moich myślach - stevię, czyli ziółko, które zamierzałam wypróbować (i naprawdę jest słodziutkie i pyszne) i mieszankę na mój coraz paskudniejszy kaszel, chociaż najlepiej działa na mnie jej uwaga, obecność i spokój.Prawdziwa Czarownica.






Więc Rodzice , którzy potrafią mnie wysłuchać i zmotywować , a nawet pozwalają wypróbować na sobie moje świeżo zakupione banieczki. Przy okazji zostają obdarowani kotletami z kaszy gryczanej, które zrobiłam wczoraj z bratem. Smakowały.


Zacny obiad wczoraj z braciszkiem ojebaliśmy,przystawka z uprażonej cukinii i marchewki, pikantna pomidorówa, , kokleciki, makaron z warzywami, sałatka z pekinki , nie wspomnę o oscypku z konfiturą, rozpusta.A! jeszcze mleczko bananowe , a w zasadzie bananową piankę!






Jestem tak zmęczona dniem, że odwołuję wizytę u przyjaciółki, chociaż wiem,że czeka na mnie i pewnie jest rozczarowana. 
Wracając do domu spotykam jej chłopaka i nie ma mowy o tym, żebym sobie darowała, jedziemy do niej i też dużo życzliwości i co tu dużo mówić, zajebiste risotto!


Dzisiaj podają mnie sobie jak dziecko w beciku z rąk do rąk, płynę na tej fali pocieszania i motywowania; przyjaciółki z innych miast dzwonią, piszą, upewniają się, wspierają, doradzają, proponują pomoc. 

Kochany Mąż już od rana daje znać, że myśli i popiera.


Czytam Obywatelkę , a wsparcie moich  kobiecych plemion mam namacalne, nie wirtualne, to dla mnie zajebiście ważne i jestem z tego bardzo dumna i to daje mi szczęście!

Naczelna Rebel

poniedziałek, 25 lutego 2013

Pokusy & wyzwania (o, jaki dramatyczny tytuł! )

Ale mnie dziś kusiło, żeby zostawić parę groszy w sklepie internetowym Polleny Evy , no bo sami przyznajcie, wydać 20 PLN na całkiem spory szampon, krem do twarzy, krem pod oczy i tonik to jest niezła okazja, em aj rajt? Przypomniałam sobie jednak, że mam kilka saszetek szamponu i odżywki zachomikowane na czarną godzinę i ona właśnie nadeszła. Mam dwa napoczęte opakowania maski do włosów i najpierw zużyję te skarby, a dopiero potem pomyślę nad zakupami.  Za jakiś czas robię zamówienie kosmetyków profesjonalnych Ziaja do gabinetu, w którym pracuję i bardziej ekonomicznie
 mnie wyjdzie dołączenie brakujących produktów do tego zamówienia, niż zakup detaliczny w tej chwili.

Kusiło mnie też w sklepie spożywczym, żeby kupić ser żółty, a to wszystko przez to, że zapomniałam o oscypku, który Rodzice przywieźli mi z zimowisk. Zresztą sera nie było na liście zakupów, to był raczej impuls i właśnie takim impulsom staram się nie ulegać.

Po dobrodziejstwie masażu, jakiego doznałam wczoraj kusiło mnie również, żeby kupić zestaw chińskich baniek na allegro, ale przypomniałam sobie, że Zielarka na pewno ma takie w swoim sklepie, więc po cholerę nabijać kabzę komuś obcemu, a nie serdecznej Zielonej Czarownicy? Zamówione i nie mogę się doczekać odbioru i wizyty w pachnącym ziołami Zaułku 

Co do wyzwań: nie kupować produktów spożywczych do weekendu, w który zresztą mam zajęcia (Projekt Unijny) więc catering przez pół dnia, więc wszelkie pichcenie czy kupowanie odpada i wyżreć wszystkie resztki z lodówy.



 Po zakupach na ten tydzień, których skład to kilka pieczarek, pomidory w puszce, koncentrat pomidorowy i pieczywo (razem 6,7 PLN) w  lodówce mam pikantną zupę pomidorową, włoszczyznę, buraka, pół sałaty lodowej, resztkę oliwek, odrobinę białego sera,osławionego już oscypka (wiecie, jak smakuje z konfiturą? a jak smakuje smażony z konfiturą?piekło w gębie!), zapas wędlin, jajka, 2 pasztety sojowe, 3 banany, pomarańczę, jabłko, cebulę, cukinię,pieczarki, dwa pulpety  i zamrożone pierogi od brata  - wyjdzie z tego kilka ciekawych potraw, także do zabrania do pracy (nieśmiertelne sałatki makaronowe)  W tym tygodniu zamiast tortilli są bułeczki, najlepiej opieczone przed podaniem w piekarniku. Nawet zaraz jedna zmieni się w domowego burgera



W najbliższych dniach mam w planach zrobić kotlety z kaszy gryczanej, a może nawet naleśniki z kaszą, to się jeszcze okaże


                                  ostatnio jadam prawie tylko sałatki


Mango lassi było naprawę niezłe, w tym tygodniu będzie wersja z bananem



A na (prawie)koniec polecę moje 2 odkrycia kosmetyczne
pierwsze dostałam od Taty , podoba mi się zapach, efekt nawilżenia skóry,  brak efektu tłustej powłoki na ciele, no i oczywiście jest nietestowany, niestety trudno dostępny, ale ja mam już obiecaną następną butlę 




Drugie to podarek od Mamy , dziś pierwszy raz przetestowałam po farbowaniu i jestem zauroczona efektem - gładkie, lśniące włosy, zero plątania i brak przetłuszczenia u nasady




Jeszcze się pochwalę cudownym prezentem od współredaktorki tego bloga, otóż Algo po raz kolejny podarowała mi zrobioną przez siebie biżuterię, z całego swego sroczego serca dziękuję!  




Nie tylko przedmioty są wspaniałym prezentem, ja z okazji imienin miałam zrobiony przez koleżankę pracującą w luksusowym SPA japoński masaż twarzy kobido i konkluzja jest taka, że te imieniny mogłabym tak obchodzić chociaż raz w tygodniu! Było cu dow nie!

Naczelna Rebel



czwartek, 21 lutego 2013

Nie mam czasu na gotowanie, bo randkuję z Mężem

W związku z tym jemy głównie sałatki , makarony lub sałatki z makaronem ;) oczywiście są też zupy i fajne przystawki, ale szkoda mi czasu na latanie z aparatem, jestem zajęta.





Nadal dużo czytam, oglądamy filmy, rozmawiamy, a (prawie) wszystko na leżąco, bo muszę się Mężem nasycić, a ze mnie raczej dotykowiec i wąchacz , niż wzrokowiec , przynajmniej w tej dziedzinie. 

Więc mamy tak ułożone poduchy na naszym czarnym ( a jakże) łożu, żeby centrum dowodzenia (czytaj 2 lapy) były stabilne, aby było wygodnie sięgać po książki i kieliszki z winem/piwa/ przysmaki, ale żeby dało się czytając/oglądając/gadając/pijąc stykać łydkami, bo to dość intymne jest i po prostu to lubię.



W tym tygodniu w menu byli Urodzeni mordercy, Frantic, Opór i Mój rower. Była grana tajska (maj preszys) domowe suszi, spaghetti al tonno, różne odmiany smażonego ryżu z warzywami i curry. Trochę białego wina musującego, trochę czerwonego słodkiego , trochę piwa  o smaku tekli, dostałam od Męża ścieżkę dźwiękową do Urodzonych i dobre słodkie prezenciki. A jutro w końcu mango lassi na deser, bo już ładnie dojrzało. 








Za dwa dni Mąż wyjeżdża, a ja wracam do trybu "kupuję tylko najpotrzebniejsze produkty i w niewielkich , acz ekonomicznych jak na jedną osobę, więc dających radę wyżywić więcej osób ilościach" , chociaż większość potraw zrobiłam i tak z zapasów, więc nie mam moralniaka. 

Nie mam go też z powodu nie nakłaniania Męża do minimalizmu w mojej wersji wydarzeń, on ma swoją. 
Właśnie kupił elektronicznego papierosa, bo tradycyjne zżeraja dużo eurodukatów. Szuka też nowego, bardziej eko(nomicznego) auta na gaz. That's my hero! 




Naczelna Rebel

piątek, 15 lutego 2013

Tajska, krewety, wata cukrowa, sexy kieca i kotoświeczka, czyli przysmaki Naczelnej

               W weekend zaproszeni goście pożarli moją pierwszą  tajską




 ale że nawalili w kwestii przyniesienia składników na sushi, musieliśmy zadowolić się trzema rolkami na 4 osoby, co przy naszej miłości do tej potrawy naraziło nas na spore nienasycenie



 mam nadzieję na szybką rekompensatę, która już w części nastąpiła, gdyż mój nieoceniony brat podarował mi krewetki i pakę waniliowych lodów (których przez czysty przypadek zapomniałam podać, I swear!) siostra paczkę łososia, a koleżanka butelkę białego dobrego wina.

Następnego dnia siostra zaprosiła nas do rodziców do pubu na najlepszą pizzę w mieście, po pożarciu której pomogłyśmy bratu w lepieniu pierogów, dobrze że nie widział jak co druga łycha farszu znika w mojej paszczy, tak był zajęty lepieniem.
Wieczorem  zrobiłam zakupy na cały tydzień, znowu kwota ok. 20 PLN, tym razem postanowiłam nie kupować tradycyjnego pieczywa, tylko tortille ( 8 za 5,99 co daje 4 śniadania w domu i do pracy), pieczarki, ogórka zielonego i kiszonego, kilka plastrów żółtego sera i serek twarożkowy z przyprawami, awokado, kapustę pekińską i brokuła.

Codziennie zabierałam do pracy porcję sałatki z makaronu i pieczarek i warzyw (np. cukinii, papryki, pora) z oliwą i tortillę z warzywnym nadzieniem, co sprawiło, że wystarczyło tu uzupełnić jabłkiem lub bananem i starczało na cały dzień pobytu poza domem.


Zaczęłam też nosić przy sobie butelkę ze schłodzoną zieloną herbatą, aby raz na zawsze zapomnieć o kupowaniu gotowych napojów, wyjątek zrobiłam tylko dla poleconego mi ostrego soku pomidorowego Dawtony 


We środę zostałam niespodziewanie właścicielką paki mrożonej fasolki szparagowej, bukietu warzyw i świeżej włoszczyzny, oraz garści rodzynek i przypraw, co kazało mi od razu część składników zmienić w obiad, czyli w zupę krem i porcję ugotowanej zieleniny podanej z dwiema surówkami  (czerwona kapusta z dyskontu na B. bardzo daje radę, własnoręcznie pokrojony seler z rodzynkami i jogo - majo też)
i z moim wielkim przysmakiem - gotowanym porem z serem żółtym, do tego łycha sałatki makaronowej


W tzw. międzyczasie doznałam kilku arcyprzyjemnych masaży i jednego zabiegu kosmetycznego, za które zapłaciłam tym samym  ; skończyłam dwie książki , zaczęłam trzy kolejne, obejrzałam kilka filmów i znowu doznałam Festiwalu Życzliwości, a może raczej, tym razem byłam jego inicjatorką.

Szczerze pierdolę komercyjne pseudo - święta, ale na przekór wszystkiemu postanowiłam F.Ż urządzić właśnie wczoraj. Odwiedziłam brata z wegetariańskim lanczykiem, potem starszą panią, która wyjątkowo źle znosi samotność rozerwałam swym uroczym towarzystwem
następnie odwiedziłam dawno nie widzianą znajoma, od której dostałam cudnej urody świeczkę kota i wtedy zrodził się w mojej głowie szatański plan: dostanie go ode mnie i moich Futer nasza ukochana Wetka.
Fantastyczna osoba, którą kochamy z Futrami bardzo mocno trochę się zdziwiła, gdy przekazałam jej "walentynkę"od Lucyferii i Szatana, ale jak wyciągnęła kota z cukierkowej różowej torebusi, jej uśmiech wystarczył mi za całą watę cukrową tego świata

po raz pierwszy od wieków wlazłam do lumpa, gdzie  udało mi się upolować  fajną kiecunię, mój pierwszy zakup ciuchowy w tym roku i na pewno jeden z ostatnich , myślę, że nada się na randewu


Dziś w ramach F.Życzliwości pomogłam bratu zjeść część pierogów i ugotowałam mu gar aromatycznej minestrone, aby miał co chlipać w najbliższych dniach kiedy nie będę go odwiedzać, gdyż mam tygodniową randkę z Mężem 

Także bądźcie tu beze mnie niegrzeczni, zbuntowani, gotujcie sobie smacznie i tanio i zawsze, ale to zawsze bądźcie pod prąd!

Naczelna Rebel

Druga moja tajska jest bardziej rybna, lepiej doprawiona i zwyczajnie lepsza - no i te kochane ręce są już w domu!


sobota, 9 lutego 2013

Jestem tak stylowa, że w dniu BORDO wpierdzielam buraki oraz chce mi się krwi żylnej oraz antykonsump girlsy też się malujo!

Akurat to jakby żarcik, bo dzień bordo trwał nieprzerwanie trzy dni, a buraki były dopiero wczoraj, zresztą bardzo zacnie skomponowane wedle mego pomysłu z czerwoną pomarańczą i winigretem, polecam.
(buraki działają krwiotwórczo, dlatego napasłam nimi moich gości !)


Strasznie mnie bawią niby nie sponsorowane blogaski  o kosmetykach, ale 
postanowiłam podzielić się z wami tym, co wampiry lubią najbardziej i pisząc to wcale nie zlewam się z wirtualnych pamiętniczków dziewcząt testujących sponsorskie podpaski i zatyczki do uszu, przysięgam! 
I zupełnie bezinteresownie ujawnię swe fejwsy

Lubię bordo, to taka krew ubrudzona czernią. Krew żylna. 
Uwielbiam mieć takie usta i paznokcie.
Ułatwiają mi to odpowiednia szminka i lakier( oh really?)

Jeśli chodzi o szminki, mam dwie faworytki:  Revoltaire Bloody Red Catrice i Merlot z serii Classic Color Lipstick Besame. Pierwszą trafiłam na wyprzedaży, nie widziałam jej już nigdy więcej ; drugą wygrałam na fanpejdżu Besame za zdjęcie z makijażem mojego autorstwa (nawet było ono potem reklamą konkursu, wkleję je na sam koniec) ; obydwie są matowe , przez co dają efekt wintydż i retro i bardzo je lubię, chociaż potem muszę ratować usta carmexem. Jak się skończą nie palnę sobie w łeb, lecz poszukam godnych następczyń.Jupijajej.
 

Ale piękne zdjęcie pierdolnęłam, oł boj! (poniżej)


                                http://asianbeautyjunkie.blogspot.com

                                    http://www.besamecosmetics.pl/

Jeśli chodzi o lakier, po długich poszukiwaniach zdecydowałam się na Essence Colour & Go w odcieniu nr 113 (Do you speak love?) 
oczywiście nie pokurwiło mnie na tyle, abym pozowała z buteleczką lakieru, więc pożyczyłam sobie takie zdjęcie od jakiejś blogerki


                                 http://larasbeautybible.blogspot.com




 moje pazi zaraz wkleję razem z torbą i bransoletką, które dostałam od dobrych koleżanek - torba znudziła się znajomej, a ja ją ozdobiłam ćwieczkami, a bransoletkę zrobiła dla mnie artystka rękodzieła nie wiem skąd i jakoś nie wnikam, a sam produkt jest bardzo oryginalny, co jak pamiętacie jest dla mnie jednym z podstawowych kryteriów używalności





Mam jeszcze jedną ulubioną bordo bransoletkę, bordowy mięciutki szal i coś na szyję, bo na szyi zawsze coś być musi






Ciężko jest być pięknym, ale co wy możecie o tym wiedzieć...


Stay BORDEAUX!

Naczelna Rebel

i obiecane zdjęcie konkursowe  (isynt szi lowli?)