czwartek, 21 lutego 2013

Nie mam czasu na gotowanie, bo randkuję z Mężem

W związku z tym jemy głównie sałatki , makarony lub sałatki z makaronem ;) oczywiście są też zupy i fajne przystawki, ale szkoda mi czasu na latanie z aparatem, jestem zajęta.





Nadal dużo czytam, oglądamy filmy, rozmawiamy, a (prawie) wszystko na leżąco, bo muszę się Mężem nasycić, a ze mnie raczej dotykowiec i wąchacz , niż wzrokowiec , przynajmniej w tej dziedzinie. 

Więc mamy tak ułożone poduchy na naszym czarnym ( a jakże) łożu, żeby centrum dowodzenia (czytaj 2 lapy) były stabilne, aby było wygodnie sięgać po książki i kieliszki z winem/piwa/ przysmaki, ale żeby dało się czytając/oglądając/gadając/pijąc stykać łydkami, bo to dość intymne jest i po prostu to lubię.



W tym tygodniu w menu byli Urodzeni mordercy, Frantic, Opór i Mój rower. Była grana tajska (maj preszys) domowe suszi, spaghetti al tonno, różne odmiany smażonego ryżu z warzywami i curry. Trochę białego wina musującego, trochę czerwonego słodkiego , trochę piwa  o smaku tekli, dostałam od Męża ścieżkę dźwiękową do Urodzonych i dobre słodkie prezenciki. A jutro w końcu mango lassi na deser, bo już ładnie dojrzało. 








Za dwa dni Mąż wyjeżdża, a ja wracam do trybu "kupuję tylko najpotrzebniejsze produkty i w niewielkich , acz ekonomicznych jak na jedną osobę, więc dających radę wyżywić więcej osób ilościach" , chociaż większość potraw zrobiłam i tak z zapasów, więc nie mam moralniaka. 

Nie mam go też z powodu nie nakłaniania Męża do minimalizmu w mojej wersji wydarzeń, on ma swoją. 
Właśnie kupił elektronicznego papierosa, bo tradycyjne zżeraja dużo eurodukatów. Szuka też nowego, bardziej eko(nomicznego) auta na gaz. That's my hero! 




Naczelna Rebel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz