wtorek, 11 grudnia 2012

Eksperyment - nie kupuj, jeśli masz co jeść

Od kilku dni prowadzę pewien eksperyment - postanowiłam nauczyć się rezygnacji z zakupów spożywczych, kiedy mam w lodówce/ szafce zapasy, produkty kupione/zgromadzone wcześniej.
Nie jest to wcale łatwym zadaniem, zwłaszcza kiedy w sklepie widzę jakąś kuszącą promocję (np. awokado za 1,99pln lub świeżego ananasa za 3, 99pln) lub nabieram ochoty na jakieś extra danie, ale trzymam się twardo, może dlatego, że to dopiero piąty dzień eksperymentu i nie ulegam zachciankom.

Od piątku wydałam zaledwie 3, 84 -potrzebne mi było pieczywo, cebula, kapusta kiszona i marchewka na surówkę.

Z zapasów lodówkowo - szafkowych były śniadania i kolacje : płatki kukurydziane i bananowe mleko, musli,kawa, jajka, kanapki z pasztetem sojowym, pomidorem, serem żółtym i topionym, wędliną, sałatą i ogórkiem,placki z jabłkiem i dżemem truskawkowym,  woda mineralna niegazowana i banany; 

obiady: zupa wielowarzywna , mrożone pierogi ze szpinakiem. W sobotę przyjaciel zaprosił nas na obiad, którego część dostaliśmy na wynos - wspaniałe kotlety mielone i kapustę na słodko- ostro rąbaliśmy z zapałem!
Jutro składkowy obiad z przyjaciółmi - zupa warzywna  i pikantna ziemniaczana zapiekanka i jeśli coś kupię, to będzie to pieczywo, ale nie mam pewności, bo zamiast kanapek wybieram ostatnio inne rozwiązania (płatki, musli, owoce)
Pojutrze planujemy naleśniki z kaszą gryczaną i sosem pomidorowym, a w piątek- jak to w piątek musi się u nas pojawić na talerzu mięso, a mrożone sznycle z indyka już czekają na swoją kolej ;)

Także tego, trzymajcie kciuki!

i wyżerajcie zapasy, zamiast bezmyślnie wydawać kaskę

Wasza naczelna rebeliantka 

7 komentarzy:

  1. Dobrze jest w chwili dobrobytu nakupić tzw "suchej" - czerwona sucha fasola, makarony, kasze. Przeciery pomidorowe mogą czekać w słoikach. Fasolę wystarczy, że wieczorem wcześniej się namacza, a potem z fasoli to masz całe uniwersum przepisów do zrobienia ( np: fasola, cebula, przecier pomidorowy kupiony razem z "suchą" - fasolka bo bretońsku). Zrobienie zapasu z wolnopsujących się warzyw - marchew i pietruszka odpada, bo pleśnieje :(, kupić raz za czas wór ziemniaków z targu albo lepiej - od prywaciarza co pod blok podjeżdża :) Potem można nie robić zakupów w ogóle, ew. dokupować brakujące rzeczy do wymarzonego przepisu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakupy tego typu i przepisy to temat na osobną notkę, nad którą pracuję, oczywiście popieram zakupy u lokalnych dostawców (brak kosztów transportu, eco friendly etc.), lubię dać zarobić komuś, kogo lubię - np. zakupy koło pracy robię zawsze w jednym konkretnym miejscu

      Usuń
  2. Widzisz tobie jest trudniej bo mieszkasz w mieście. Ja teraz mieszkam na zadupiu, więc mam łatwiej. W mojej mieścince jest tylko jeden sklep i to z drożyzną, w dodatku bardzo skąpy w artykuły zdatne do jedzenia. Przyzwyczailiśmy się więc do robienia zakupów raz na dwa tygodnie albo i rzadziej. Wyżeramy wszystko co jest w szafkach, zamrażalniku, spiżarce. I da się smacznie, zdrowo i z pomysłem, nie wydawać kupy kasy na żarcie! Taki sposób robienia zakupów przywiozłam już z Łodzi, bo po prostu z czystego lenistwa nie chciało mi się nigdy latać codziennie do sklepu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak czytam takie statystyki http://www.strefabiznesu.pomorska.pl/artykul/polacy-wyrzucaja-przez-rok-9-milionow-ton-zywnosci i jednoczesnie czytam o bankach zywnosci,ktore organizuja zbiorki jedzenia,bo sa w Polsce ludzie zyjacy na skraju ubóstwa i chodza GLODNI, to cos mnie strzela
      wyrzucanie jedzenia oceniam za wysoko niemoralne i ucze siebie i innych z tym walczyc

      Usuń
    2. I bardzo dobrze robisz. Ja nie mogę patrzeć na to jak Anglicy robią zakupy. Same gotowe dania, sama chemia. A jak wyrzucam śmieci to często potrafi z śmietnika walić zepsutym jedzeniem.
      Na moje nieszczęście mieszkanie w Anglii ma plusy i minusy. Zalety to dość tanie jedzenie, wady - rzadko co jest naprawdę jadalne i smaczne. Więc np. chleb czy wędliny robię sama. Bo i smaczniej i taniej wychodzi przy takich łakomczuchach jak my. I mogę się pochwalić że w mojej kuchni nic się nie marnuje, bo nienawidzę wyrzucać jedzenia. Nie tylko dlatego że inni go nie mają, ale dlatego że uważam to za wyrzucanie pieniędzy. Jak zaczęłam się pilnować i zdarzało mi się coś wyrzucić, zaraz taka sama kwota jaką zapłaciłam za wyrzucany produkt, wędrowała do skarbonki w ramach kary finansowej. Dużo nie uzbierałam, ale trochę się udało. I podziałało. Od dłuższego czasu nic nie wyrzucamy.

      Usuń
  3. Ha ! gotowanie z resztek to moja specjalność. Na chwilę obecną oceniam, że mam jedzenia na jakieś 3 tygodnie bez wychodzenia z domu po zakupy - z tym, że pod koniec tego okresu musiałabym jeść dżem z makaronem czy coś w tym stylu.
    Wyrzucanie jedzenia mnie wkurza - jak coś masz na granicy zepsucia, a wiesz, że tego nie dasz rady zjeść - oddaj komuś. Chociażby jakiejś brygadzie gotującej dla Food not bombs - jest w każdym większym mieście...

    plica

    OdpowiedzUsuń